Osadnicy też się zaprezentowali na deskach katowickiego Spodka. I trzeba powiedzieć było krótko aczkolwiek intensywnie. Z głębi serca gratuluję Panowie. A poniżej kilka moich kadrów z tego występu.
Miesięczne archiwum: Czerwiec 2015
Dream Theater – MH Festiwal 2015 – fotorelacja
Dwie dziurki w nosie…
…i Metal Hammer Festiwal skończył się. Tak udało się nam pojawić na tym święcie progresywnego grania. Tak bo to było święto. Tak myślę, że dla publiczności jak i dla fotografów licznie zebranych w niektórych momentach pod sceną katowickiego Spodka.
Od czego się zaczęło?
Jako pierwszy powinien pojawić się tzw. wstępniak Naczelnego o misjach i wizjach projektu. Ale:
– to nie typowe czasopismo drukowane, więc wstępniak nie będzie pierwszym tekstem,
– nie ma w redakcji Naczelnego, więc nie ma kto napisać wstępniaka,
– nikt nie wie, jak się pisze o misjach i wizjach (nawet jeśli ktokolwiek z redakcji je widział albo o nich słyszał).
Zamiast tego bliżej nieokreślonej formy tekst, który może być zarówno pseudo-biografią jednego z redaktorów, jak i bajką. Zależy kto będzie go czytał i z jakim nastawieniem.
Metal Hammer Festiwal 2015 – tekst okolicznościowy
Wielkimi krokami zbliża się święto muzyczne jakim będzie zapewne Metal Hammer Festiwal. Tegoroczna edycja to eksperyment ponieważ po raz pierwszy na scenie pojawią się gwiazdy zagranicznej i polskiej sceny progresywnej.
Z tej przyczyny przygotowałem krótki tekst okolicznościowy natchniony jednym z konkursów, w którym można było wygrać bilet na festiwal.
Czytaj dalej Metal Hammer Festiwal 2015 – tekst okolicznościowy
A od tego zdjęcia się zaczęło…
Był piękny dzień na Błoniach w Krakowie. Pamiętam bo byłem na nich wtedy po raz pierwszy. Kraków zazielenił się i zaludnił sportowcami – amatorami różnej maści. A Ja i moja wierna Skoda przyjechaliśmy do Rotundy. Był to mój drugi koncert Riverside. A o jego wyjątkowości świadczył fakt, iż wtedy po raz pierwszy usłyszałem „Living in the Past” i wiedźmińskie „Forgotten Land”.
Ni to felieton, ni to relacja
Wciąż jestem w szoku …
Gdyby ten tekst miał być recenzją koncertu, mógłbym rozpocząć na przykład tak: „Fajny koncert wczoraj widziałem. Momenty były? No masz!”, parafrazując znane w latach 70-tych skecze kabaretu Paramęt Pikczers. Ale to nie będzie recenzja. Albo mógłbym napisać słowa podobne do tych, które widziałem w jednej z relacji ze styczniowej inauguracji Stadionu Narodowego: „Oto jestem! – z dumą obwieścił …”. Ale relacja to też nie będzie, zresztą koncert wcale tak się nie zaczął. Mógłbym również stwierdzić, że Bóg blues-rocka zstąpił na Ziemię, ale byłby to zdecydowanie eufemizm, bo Joe Bonamassa jest w pełni materialną istotą ludzką, a mnie daleko religijnych hiperboli [od autora: pomimo matematycznego skrzywienia zawodowego autora, termin został użyty w czysto literackim znaczeniu]. Czytaj dalej Ni to felieton, ni to relacja